Szef Biura Ochrony Rządu, generał Janicki wśród większości ludzi, którzy domagają się prawdy o Smoleńsku, budzi negatywne emocje. Kluczy, mataczy, nie może zdecydować się na jedną wersję. Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla Madame O w Zetce mówił zupełnie inaczej, niż w dzisiejszej rozmowie w Kropce nad i, z tą samą Madame. Ale tym razem, nie w tym problem.
Tym razem, z ust szefa BOR-u padło jednoznaczne stwierdzenie, że śp. Lech Kaczyński nie spóźnił się na lotnisko przed feralnym lotem 10 kwietnia. Kolumna BOR z prezydentem przyjechała na lotnisko w Warszawie zgodnie z planem.Tym stwierdzeniem już raz na zawsze powinna być rozwiązana kwestia prezydenckiego spóźnienia.
Mimo to, sprawa opóźnionego lotu pozostaje nierozstrzygnięta. Z jakichś powodów rządowy tupolew wyleciał później niż zaplanowano. Generał Janicki twierdzi, że opóźnienie wyniosło 27 minut. Ciągle nie wiadomo, co było powodem niepunktualnego wylotu „stojedynki” z Warszawy.
Jedno ze źródeł, całkiem przypadkowo znalezionych ale podanych jak na tacy w Sieci, mówi, że na pokładzie samolotu miała się znaleźć Zofia Kruszyńska – Gust, pracowniczka Kancelarii Prezydenta (zastępca szefa gabinetu), ale w ostatniej chwili źle się poczuła i zrezygnowała z wylotu, jako jedyna nie stawiła się do odprawy na lotnisku. Czy to na nią czekał stojący na czele delegacji, Lech Kaczyński?
Informacja ta była podana już 10 kwietnia, ale przeszła, o ile dobrze pamiętam bez echa, natomiast media ochoczo podjęły wersję, że na lotnisko spóźnił się prezydent. Natomiast, zupełnie nawiasem mówiąc, na stronie tvn24 w omówieniu dzisiejszej rozmowy Janickiego z Madame, brak kwestii punktualnego przybycia na Okęcie śp. Lecha Kaczyńskiego. Fakt ten zupełnie nie dziwi. Pewnie zagubił się gdzieś w smoleńskiej mgle.
